niedziela, 5 maja 2013

Żulczyk, po raz drugi

Sław Żulczyka wśród młodych ludzi, ludzi internetu nieco zmalała, po tym jak się okazało, że jego poglądy na ich temat nie są zbyt przychylne. Żulczyk trochę ponarzekał na blogu, potem inni blogerzy zaczęli narzekać na niego, pojawiło się sporo tekstów.. No i Żulczyk jest już trochę stracony, bo mu przypięto łatkę, że zdziadział.

Ja tam myślę, że miał prawo ponarzekać, do swojego zdania miał prawo, tak jak i blogerzy mieli prawo do swojego.. Czasami dużo mniej kulturalnego niż Żulczyka.

Ja jednak chcę wrócić do korzeni, a więc do literatury. Widziałam ostatnio nowe wydania Żulczyka, choćby książki opisywanej przeze mnie dwa posty niżej. Dzisiaj słów kilka o "Instytucie". Bardzo dziwnej książce, w której grozy jest sporo, ale nie sposób zidentyfikować szparki, przez którą się sączy. Jest w niej dużo niepokoju, ale to chyba nasza wyobraźnie.. Narasta problem, ale nie wiadomo jaki...

Mamy tu napięcie typowe dla katastrof, których nie sposób uniknąć. Zdajemy sobie sprawę z czegoś, ale jest już za późno, pozostaje czekać. Żulczyk stworzył coś, co można poczuć i o czym trudno zapomnieć. I choć książka jest trochę niedoceniana, to jednak chwała jej za to, że jest. Bo na mnie zrobiła wrażenie piorunujące.